JAK ZDROWO KORZYSTAĆ ZE SŁOŃCA
Kiedy byłam piękna i młoda nigdy nie zadałam sobie odrobiny trudu, żeby choć przez chwilę zastanowić się nad tym, jak zdrowo korzystać ze słońca. Szłam na żywioł. Piękna czekoladowa opalenizna była dla mnie i dla moich rówieśników czymś godnym pozazdroszczenia. To właśnie ona była świadectwem na to, czy ktoś miał udane wakacje, czy też nie. Opalona dziewczyna wydawała się być bardziej atrakcyjna i – jeśli w ogóle można tak powiedzieć o nastolatce – seksowna.
Wstydem było założenie mini spódniczki czy szortów i odsłonięcie bladych jak szpitalna ściana nóg. I właśnie dlatego słowo umiar było dla większości pojęciem abstrakcyjnym. Żeby nie straszyć swoim anemicznym wyglądem, człowiek leżał plackiem na kocu, dopóki nie zobaczył przez przeciwsłoneczne okulary, że jest spieczony na raka. Nie ważne, że potem skóra złaziła płatami. Ważne, że od tego był już tylko krok do uzyskania latynoskiej opalenizny.
Ekstremalne sposoby na latynoską opaleniznę
Moje ekstremalne pomysły dotyczące metod szybkiego opalania się były głupie i lekkomyślne. Leżenie plackiem ze swoją najlepszą przyjaciółką na dachu czteropiętrowego bloku mieszkalnego też raczej nie było rozsądne. Jedynym preparatem ochronnym na skórę jaki wtedy stosowałyśmy, była oliwa z oliwek lub masło kakaowe. Można je było dostać tylko dzięki znajomościom pracowników apteki. Wprawdzie później zaczęłyśmy stosować rożnego rodzaju preparaty do opalania, ale z tego co pamiętam każdy z nich miał w sobie przyśpieszacz opalenizny. Sposób w jaki je aplikowałyśmy także wołał o pomstę do nieba.
To jednak nie jest szczyt jaki mogłam osiągnąć w dążeniu do „atrakcyjnego” wyglądu. Szczytem było spalenie się na słońcu tak, że aż skóra na plecach i na dekolcie przybrała postać suchej skorupy. Dopiero po kilku latach dotarło do mnie, że nudności które mi wtedy towarzyszyły nie były spowodowane jak wtedy sądziłam spożyciem kotleta na obiad. Nikomu innemu oprócz mnie wtedy nie zaszkodził. Powiedzmy sobie uczciwie – przeżyłam udar słoneczny.
Biorą pod uwagę moją obecną wiedzę i wcześniejsze doświadczenia związane z opalaniem czuję, że mam zielone światło do napisania tego tekstu. Po upływie lat dostrzegam skutki moich lekkomyślnych poczynań. Uwierz mi – to jak obecnie wyglądam mogę zawdzięczać jedynie dobrym genom odziedziczonym po przodkach. Gdyby nie one i codzienna pielęgnacja, dzisiaj pewnie wyglądałabym jak sędziwa staruszka… I to nie dlatego, że korzystałam ze słońca – ja z nim po prostu igrałam.
Kiedy nadchodzi jesień, czar pryska…
Na co dzień spotykam wiele młodych kobiet. Kiedy wracają z wakacji, są takie szczęśliwe i dumne ze swojej opalenizny. To takie niesamowicie przyjemne usłyszeć, że wygląda się pięknie i atrakcyjnie. I wtedy na myśl przychodzi mi tylko jedno pytanie: dlaczego człowiekowi tak trudno uczyć się na cudzych błędach? Do głębokiej refleksji zawsze skłania mnie widok kobiet przed trzydziestką, z widocznymi gołym okiem oznakami starzenia. Schemat z reguły jest taki sam – kiedy nadchodzi jesień, czar pryska. Wraz ze schodzącą opalenizną odkrywają pierwsze zmarszczki czy przebarwienia. I wtedy zaczyna się panika: szukanie najlepszych kremów przeciwzmarszczkowych, odbieranie sobie od ust na najbardziej obiecujące zabiegi kosmetyczne, czy też wręcz obsesyjne stosowanie blokerów słonecznych. Uwierz mi, jak żyję, jeszcze nie spotkałam kobiety, która w takiej sytuacji uderzyła by się w pierś i powiedziała: „moja wina, przesadziłam ze słońcem”. Zawsze winne były filtry. Albo ich niestosowanie, albo miały za słaby faktor… Blablabla, blablabla….
Takie nam zrobili pranie mózgu. Chcesz być dłużej piękna i młoda? Obowiązkowo codziennie stosuj filtry. O każdej porze dnia i przy każdej pogodzie. 2 mg na każdy centymetr kwadratowy skóry. I pamiętaj o reaplikacji co 2 godziny oraz po każdej kąpieli! :)
A ja Ci powiem jedno: Tylko to, co stworzył sam Bóg jest dla człowieka. To co stworzył człowiek jest dla pieniędzy.
Przestańmy się czarować. Kogo na to stać? Dobre preparaty z filtrem UV nie są przecież tanie, a przepisowe ich stosowanie, to dla niektórych tylko krok do bankructwa. Wmówiono nam, że jeśli nie będziemy chronić swojej skóry preparatami z filtrem, to szybko się zestarzejemy, i co najgorsze! – dorobimy się raka skóry. Świetny plan marketingowy. :) Dla wielu kobiet to cios w kolano. Będą wolały jeść czarny chleb i pić czarną kawę, żeby tylko było ich stać na krem z filtrem, żeby tylko nie spotkało ich najgorsze…
Jak na prawdę stosujemy filtry przeciwsłoneczne
Niewiele kobiet przyznaje się, że z czasem zaczyna oszukiwać. Zaczyna się balansowanie na huśtawce dylematów, kiedy to trudno się zdecydować, czy bardziej znaczącym priorytetem jest zjedzenie bardziej pożywnego posiłku, czy dążenie do uniknięcia zmarszczek czy śmiertelnej choroby. Presja, że należy się filtrować ma te samą wagę, co świadomość ponoszonych kosztów. Przychodzi czas na kompromisy.
Sytuacja, którą chcę przytoczyć miała miejsce jakieś dwa lata temu. Jest obrazem tego, jak na prawdę używa się filtrów przeciwsłonecznych przez wiele osób – nieugiętych zwolenników filtrowania.
Był środek lata. Leżałam sobie błogo w półcieniu na leżaku, słuchałam śpiewu ptaków i rozkoszowałam rozpływającym się cudownie po moim ciele cieple promieni słonecznych. Była to jedna z chwil w życiu, które mogłyby trwać bez końca. Nagle moje zawieszenie w TU i TERAZ gwałtownie zakłóciły dziecięce śmiechy i krzyki. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam wybiegającą boso i na golasa dwójkę małych dzieci w towarzystwie ich młodej mamy. Odkryła mały, dziecięcy basen do kąpieli na dworze, rozłożyła duży koc na trawie i zaczęła wyciągać z wiklinowego koszyka różne prepitety. :) Był wśród nich także preparat z filtrem UV. Ustawiła go centralnie tak, żeby każdy mógł zobaczyć – mleczko do opalania marki Vichy. :) Przywołała głośno dzieci do siebie, wycisnęła porcję mleczka, po czym rozprowadziła je na wewnętrznej stronie obu dłoni i chaotycznie rozsmarowała na ciele jednego z podopiecznych. Całą procedurę powtórzyła na drugim dziecku. Kiedy już wypełniła swój rodzicielski obowiązek, w podobny sposób (aczkolwiek używając podwójnej porcji mleczka) potraktowała swoje ciało.
Obserwując całą tą sytuację z niewielkiej odległości lekko się uśmiechnęłam. Kobieta natychmiast to zauważyła i śmiało zagadnęła:
– Ale dzisiaj grzeje! Ja to zawsze smaruje siebie i dzieci filtrami… Nie ma co na tym oszczędzać.
Te słowa sprawiły, że uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. :) Tak się używa preparatów z filtrami UV, żeby i wilk był syty i owca cała. :)
Czy preparaty z filtrem UV są takie potrzebne?
Oczywiście, są przypadki, kiedy użycie dobrego i bezpiecznego preparatu z filtrem UV jest wskazane. Chodzi głównie o przypadki, kiedy naturalne funkcje ochronne skóry z różnych względów zostały zaburzone, a my musimy wyjść na słonce. Są to jednak moim zdaniem przypadki ekstremalne. Istnieje również kilka innych wskazań, o których przeczytasz w dalszej części wpisu.
Mam wrażenie, że nastała moda na filtrowanie się. Do tego stopnia, że kobiety opalają się i jednocześnie stosują filtry, żeby się nie opalić. Czy to nie paradoks? :) Kiedy korzystam ze środków masowego przekazu, za każdym razem, kiedy trafiam na informacje dotyczącą filtrów UV przypomina mi się reklama pewnego proszku do prania: „Nowoczesne kobiety piorą teraz w proszku Lanza”. Pamiętacie tę reklamę? Która kobieta w XXI wieku nie chciałaby uchodzić za nowoczesną? Podobnie rzecz wygląda jeśli chodzi o stosowanie preparatów z filtrem UV. Chcesz uchodzić za kobietę, która świadomie dba o swoje zdrowie i urodę? Codziennie używaj preparatów z filtrem UV. :)
Siła marketingu jest potężna. Człowiek chcący sprzedać towar i zarobić duże pieniądze jest w stanie zrobić naprawdę wiele. Szczególnie, kiedy zdaje sobie sprawę, że produkt, który chce za wszelką ceną sprzedać, ma więcej wad niż zalet. W zasadzie tylko dwóch zalet, które zostały przedstawione w akcie desperacji i postawiły nas-kobiety pod ścianą. Bo tak naprawdę preparaty z filtrem wcale nie są nam potrzebne do tego, żeby uniknąć zmarszczek czy przebarwień, ani tym bardziej nowotworów skóry. Okazuje się bowiem, że na raka skóry-czerniaka chorują głównie osoby, które używały kremy z filtrami UV, unikały słońca, bądź też doświadczyły w przeszłości poparzenia słonecznego.
Wady stosowania preparatów z filtrem UV
Zamiast naiwnie wierzyć, że karne stosowanie preparatów z filtrem zapewni nam wygląd dwudziestolatki w wieku 60-ciu lat, lepiej skupić się na tej ciemniejszej stronie filtrowania, o której nawet się nie wspomina. Kiedy realnie spojrzymy na problem filtrowania, zobaczymy, że posiada on więcej wad niż zalet.
- Komfort stosowania. Codzienne nakładanie kremu z filtrem jest na prawdę czynnością – za przeproszeniem – upierdliwą. Wszystko zaczyna się od dobrania odpowiedniego kremu. To jest dopiero loteria! I inwestycja. :) Nie jest łatwo dobrać odpowiedni preparat. Taki, który nakładany przepisowo nie bieliłby skóry, nie zapychał porów, nie tworzył maski, pozwalał na wykonanie normalnego makijażu i nie podkreślał suchych skórek. :)
- Blokada docierania promieni UVB do skóry i tym samym wytwarzanie witaminy D.
- Działanie rakotwórcze i zaburzające gospodarkę hormonalną organizmu. Wiele preparatów z filtrami UV zawierają dodatki, które mogą zaburzać gospodarkę hormonalną organizmu. Są to tzw. filtry przenikające. Należą do nich m.in.: Benzophenone-1, Benzophenone-2, 3-Benzylidene camphor, 4-Methylbenzylidene camphor, 4,4’-Dihydroxybenzophenone, Octyl methoxycinnamate lub Ethylhexyl methoxycinnamate.
- Działanie fotoalergiczne. Wiele osób, u których stwierdzono fotoalergię żyje w przekonaniu, że jest uczulona na … słońce. Prawda jest jednak taka, że to nie słońce jest winowajcą, lecz bardzo często organiczne (chemiczne) filtry przeciwsłoneczne. Więcej na ten temat pisałam we wpisie Jak pozbyłam się przebarwień – Pielęgnacja ⇒Filtry UV najczęstszą przyczyną fotodermatoz.
Jak widać, stosowanie nieodpowiednich filtrów UV może przynieść więcej skutków negatywnych niż pozytywnych.
Ciąg dalszy na następnej stronie ⇒